Ho Ho Ho

 Sniezek pruszy za oknem (bo wiecie, w vircie nie ma globalnego ocieplenia), wszedzie bialo, w stajni wszedzie swiatczena atmosfera, wszyscy chodza w czapeczkach i rogach renifera z wielkimi bananami na twarzach, kazdy co chwile wstepuje do naszej stajennej restauracji i wraca z garscia piernikow i ciasteczek, czy tez z paluszkami rybnymi, tak jak robil to nasz kowal, Stephen, ktory odwiedzil nas juz 5 raz w tym tygodniu! Zdecydowanie powinien sie tu przeprowadzic. 
- Nie zryj tyle, bo przytyjesz, i nasze konie beda nizej lataly! - upomniala Steve'a Majestic. 
Steve niczym szczesliwy, nic nie ogarniajacy idiota, z idiotycznym bananem na twarzy wzruszyl tylko ramionami pakujac do paszczy kolejna porcje ciasteczek. Mniam.
- Ok, jak beda zrzucac i nie bedzie wynikow juz wiemy czyja to wina. - powiedziala krytycznym tonem Maj, chrupiac czekoladowego Mikolaja.  - Nie no, kochanie, co to za fuszera, to nawet ja bym to prosciej powiesila... - zganila zas swego lubego Maj.
 Nick, ktory zostal zwolniony z zakazu noszenia koszulek na czas zimowy, stal na drabinie i montowal dekoracje na stajenna wigilie która miala sie odbyc dzis wieczorem. Rzucil jej grozne spojrzenie i przesunal czerwonego renifera o szalone 2mm.
- No i o to chodzilo, a nie! - Maj wyciagnela sie jeszcze bardziej obok mnie na krzeselku. Dzisiaj dzien wolny dla wszystkich rumakow, a co, niech tez maja swieta!
Zanurzylam reke do wielkiej michy pomiedzy nami i z rozczarowaniem stwierdzilam, ze jest juz pusta. Westchnelam zasmucona owym faktem, chwytajac miske i wdychajac opary po piernikach. 
- Kakaaaaaaaaaaa. - krzyknelam na caly regulator.
 Ah tak, jedyna osoba ktorej nie podobal sie caly ten cyrk byl Kaka, czarna owca naszej Black Powerowej rodziny. Nie spodobal mu sie sweter ktory na Mikolajki kupila mu Adrianna, nie podobalo mu sie, ze musi chodzic w "tych idiotycznych swiecacych sie i dzwoniacych i grajacych last christmas rogach pieprzonego renifera". 
- NIE MA MNIE, WYJECHALEM NA MALEDIWY. - o nie, i co teraz.
- No to nie bedzie podwyzki. - rzucila od niechcenia Maj. Pojawil sie natycmiast. - Ciastka plus pierniki razy nieskonczonosc jesli laska. Dziena! - usmiechnela sie z wdziecznoscia i wreczyla chlopakowi miske. - Ahhh... lubie to, szkoda ze konie jeszcze sie same nie jezdza i ni wygrywaja zawodow, fajnie by bylo.
- A moze by tak jakies zawody zorganizowac, heeee? - Zarzucil Nick. No szalony, udaje, ze go to jara, pewnie czegos od Maj potrzebuje.
- Dobry pomysl, dobry pomysl, trzeba by zresocjalizowac naszych ludzi. Troche kontaktu z obcymi nikomu jeszcze nie zaszkodzi. - Powiedziala Portugalka, która potrafi spedzic godziny zamknieta w siodlarni, gdy do stajni przyjada jacys klienci czy ogolnie obcy ludzie. 

  Godziny mijaly leniwie, wszyscy wymiziali sie ze wszystkimi rumakami które zostaly nakarmione tonami marchewek i jablek, wysciskane, wykochane, zdecydowanie majace juz dosc swoich ludzkich towarzyszy. 
 Nigdy nienajedzona ekipa BP zas o 19 zasiadla do stolu i nazarla sie ile wlezie, kazdy z czlonkow naszej ekipy byl po Wigilii w zaawansowanej ciazy spozywczej.

I tak oto Portugalka i Maj chcialyby wszystkim zyczyc...
Wesolych Swiat! Radosnych, rodzinnych i w ogole.
Weny w pisaniu treningow, szczescia w poszukiwaniu zdjec rumaków, wspanialych osiagniec na hipodromach i giga frajdy z naszej jedynej i niepowtarzalnej zabawy!
Zebyscie sie nie obzarli jakos tam szczegolnie. To znaczy, po to sa swieta, zeby sie najesc, CO TAM, YOLO. 

Wiec raz jeszcze,
WESOLYCH SWIAT I SZCZESLIWEGO NOWEGO ROKU ZYCZA PORTUGALKA I MAJESTIC I NASZ VIRTUALNY TEAM Z BLACK POWER STUD :D