Trening od. Diarado



Trener: Majestic
Koń: Diarado BP
Rodzaj:Wypad w teren
Czas:ok.2,5 godz.

PRZED TRENINGIEM:
Wylazłąm ze swojego ciepłego wyra,ubrałam się i poszłam do kuchni, gdzie zastałam zaspaną Port próbującą ocucić się kubkiem kawy. Mruknęłam niewyraźne cześć, zrobiłam sobie kawkę i kanapkę I wróciłam na górę się przebrać. Weszłam do pokoju, gdzie w naszym łóżku nadal kimał Nick,wredny spał jak zawsze nieprzytomny,praiwe nic nie mogło go obudzić. Szybko przywdziałam moje robocze bryczesy, pierwszą lepszą koszulkę, oficerki, wzięłam z szafy bluzę z kapturem i kamizelkę. Szybko wylazłam z domu I popędziłam w kierunku stajni. Przywitało mnie radosne rżenie koni,udałam się prosto do boksu Diarado.pogłaskałam go i dałam smakołyka.Gdy on chrupał ogromną marchewkę, ja poszłam po sprzęt i sczotki.Wyprowadziłam go z boksu I zaprowadziłam na myjkę, gdzie szybko rozebrałam go z derki, przeczyściłam krótciótką sierść, by po chwili go osiodłać. Gdzy już podociągałam wszystkie paski, wyprowadziłam Diaradusia przed stajnię i wsiadłam na niego, kierując się na mały plac.

TRENING:
Najpierw była rozgrzewka.Zrobiliśmy stępem kilka kółek.Potem 10 minut kłusem i kolejne galopem. Gdy Diarado rozluźnił się i dobrze rozgrzał mięśnie, zkierowałam się do bramy a następnie w kierunku łąk i lasu. Akurat była wyśmienita pogoda i wprost idealne warunki do terenu. Już po chwili byliśmy na roległej łące tuż za naszą stajnią. Wtedy dałam mu znak do przyśpieszenia, ogier posłusznie przeszedł do kłusa i w żwawym tempie pojechaliśmy pod las. Dawno nikt tamtędy nie jechał więc pewnie znajdzie się jakaś mała przeszkoda. Diado zaczął galopować i po chwili pojawiły się zarośnięte chaszcze, łydkami dałam mu znak do skoku i ogier skoczył.Gdy tak sobie galopowaliśmy poprzez las, Kary z radości zaczął prychać i strzelił sobie z zadu.Uśmiechnełam się gdy na drodze pojawił się konar młodego drzewa,było niziutkie i przeskoczenie tego nie sprawiło nam problemów.Niestety na pewnym obszarze pojawiła się gigantyczna kałuża,ponieważ w pewnym momencie lasu jest wielkie wgłebienie i po porządnej burzy robi się z tego małe jezioro.Ale to nie powstrzymało nas, po chwili buntu nieszczęśliwy Diarado wparował do wody, która sięgała mu do nadgarstków. Po chwili brodzenia w wodzie znaleźliśmy się na drugim brzegu. Wtedy wyjechaliśmy na polanke w środk lasu. Po raz kolejny zebrałam Diarado do galopu, najpierw zebranego, potem stopniowo zaczęłam mu odpuszczać kontakt pozwalając na wyciągnięcie nosa do przodu. Byliśmy już na końcu lasku więc po chwili ukazały nam się polany i padoki,akurat między nimi wiła się długa dróżka którą nikt nie jechał.Na padokach pasło się pare koni,dostrzegłam że na jednym z padoków pasie się nasza tegoroczna młodzież. Miło popatrzeć na takie zgrabne dupencje, szkoda, że jeszcze trzeba czekać, aż będą mogły pokazac swoje możliwości pod siodłem. Dochodziło już południe I pora karmienia, więc pokłusowaliżmy w kierunku stajni. Gdy dotarliśmy do stajni, przywitałam się ze Stiwusiem, który jeździł akurat młodzika wziętego na probe, wymieniłam kilka zdań z Port, która akurat stała na trawie z dziadkiem Salinero. Wjechałam do stajni, gdzie zeskoczyłam z siodła i zaprowadziłam Karego ponownie na myjkę. Szybko go rozsiodłałam, przejechałam szczotką w miejscu gdzie leżało siodło, wyczyściłam kopyta, zarzuciłam mu derkę na plecy i zaprowadziłam do boksu akurat w momencie, kiedy stajenni zaczęli karmic konie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz